I want you to promise
That you will never let me go.
Wybaczcie mi tą przerwę w pisaniu. Mnie samej nie jest to na rękę.
Niestety
pojawiły się pewne problemy w związku ze zmianą dostawcy Internetu i
stały dostęp będę miała dopiero od stycznia. Jednakże ani śmiem narzekać
– takie przymusowe odcięcie się od wirtualnego świata dobrze mi robi, w
końcu lepiej gospodaruję czasem, kończę czytać dawno zaczętą szóstą
część Harrego Pottera, a w kolejce niecierpliwie czeka wspaniała książka
Julesa Verne - Wokół Księżyca.
Muszę
jednak przyznać, że brakuje mi możliwości pisania tutaj. Zaczęłam znów
codziennie pisać w moim papierowym pamiętniku, lecz to nie to samo.
Dni
powoli tracą swoją wartość, stają się tylko przeszkodą do pokonania.
Powoli zbliża się 20. grudnia, dzień, w którym znów spotkam się z Nim,
poznam Jego rodzinę, spędzę z Nim 3 tygodnie.
Boję się.
I
nic tego nie zmieni. Strach zniknie dopiero, gdy Jego młodsi bracia –
Devin, Damian i Giovanni - mnie polubią, gdy rodzice zaakceptują.
Jest
to tym straszniejsze, gdyż nie mogę nic zrobić, muszę być po prostu
sobą. Nie ma tu miejsca na zakładanie fałszywych masek… A dziś ciężko
jest zostać zaakceptowanym przez drugiego człowieka.
W
świecie ponurym i smutnym, gdzie człowiek szczęśliwy, dzielący się
uśmiechem z obcymi na ulicy zostanie zakwalifikowany do gatunku „czubków
i typów co najmniej niebezpiecznych”.
I
choć jest ich coraz mniej, można jeszcze spotkać te Wyspy Szczęścia
pośród czarnych wód Obojętności. Babcia poprawiająca ci kaptur, bo się
krzywo ułożył, starszy Pan przepuszczający cię w drzwiach mówiąc przy
tym z uśmiechem „proszę, młoda damo” czy ekspedientka w cukierni
żegnająca się słowami „miłego dnia”.
Czy zaznając takiej dobroci świat nie wydaje się od razu piękniejszy?
Płatki śniegu wirują w powietrzu niczym małe nadobne baletnice, w skupieniu wykonujące swój niepowtarzalny układ taneczny.
Kot pogrążony w płytkim śnie wygrzewa mi kolana, akompaniując mi cichym mruczeniem.
No comments:
Post a Comment