Sunday, December 30, 2012

x

Dopadła mnie jakaś kurewska rozpacz, łzy rozpaczy zmieniły się w łzy goryczy, ale co to za różnica... oczy tak samo spuchnięte.

Myślałam że znalazłam spokój i balans w życiu, ale wszytko runęło z hukiem. Przed świętami, po blisko 1,5 roku idealnego związku. Mnóstwo ludzi z uśmiechem pyta się mnie, na jak długo przyleciałam /na święta/ i kiedy wracam, a ja już nie mam siły opowiadać o tym wszystkim, ba! Nawet o tym myśleć. Znajomi się dopytują kiedy mój 'chłopak' wpadnie do mnie, bo chcą z nim potrenować i spędzić czas. A jak znam życie jego znajomi nawet nie zauważyli mojego zniknięcia... To nie to, że oczekuję jakiegoś poruszenia, oburzenia że jak to tak?! Po prostu... w kręgu moich znajomych Cyriel został Cyrielem, człowiekiem z własną wartością i osobowością a ja w jego kręgu z Anny zmieniłam się i pozostałam jedynie 'dziewczyną traceura'. Nikt warty uwagi. Nikt, z którym warto utrzymywać kontakt. Nikt.
Sama nie wiem, co mi się kłębi w tej głowie. Kryzys sercowy i parkourowy w jednym, niezła mieszanka. Czuję się naprawdę nikim, nie mogę znieść samej siebie i swojej niemocy.

Nie wiem, po co to piszę. Może by ludzie choć troszkę mnie zrozumieli, lub by dać upust emocjom. Mogłabym się produkować na swoim blogu, ale nikt go i tak nie czytał więc nie widzę tu sensu...

Mam w piersi więcej cierni niż serca.
I nie chcę rozpakowywać walizki. Jeszcze pachnie jego domem.