Monday, November 28, 2011

12. Oceans apart...



Oceans apart, day after day
And I slowly go insane
I hear your voice, on the line
But it doesn't stop the pain
If I see you next to never
How can we say forever

 


Słyszysz mój głos?
W milczeniu łzy wyszeptują Twe imię, jedna po drugiej spływając po moim policzku. Szaleńcze połączenie szczęścia ze smutkiem, radości z tęsknotą powoduje, że me serce szaleje.

Czy to jeszcze zauroczenie... czy może już Miłość?




Wherever you go, whatever you do
I will be right here waiting for you
Whatever it takes, or how my heart breaks
I will be right here waiting for you

I took for granted, all the times
That I thought we'd last somehow
I hear the laughter, I taste the tears
But I can't get near you now
Oh can't you see it baby
You got me going crazy

Wherever you go, whatever you do
I will be right here waiting for you
Whatever it takes, or how my heart breaks
I will be right here waiting for you
I wonder how we can survive this romance
But in the end if I'm with you I'll take the chance

Oh can't you see it baby
You got me going crazy

Wherever you go, whatever you do
I will be right here waiting for you
Whatever it takes, or how my heart breaks
I will be right here waiting for you





-I have a mission.
-mission?
- To not let the words "I love you" become empty.

Wednesday, November 23, 2011

11. ?

Myśli rozpierzchły się na cztery strony świata
Pozostały same pytania
Bez choćby jednej odpowiedzi.



Kimże ja jestem?

Jakim prawem mam możliwość podejnowania decyzji, które - chcąc, nie chcąc - krzywdzą innych i mnie samą?

Mam na sobie skazę, której nawet śmierć nie wymaże.

Poczucie bezsensu istnienia zmaga się z każdą chwilą, każdy oddech jest cichym szeptem pełnym żalu i skruchy, każde westchnięcie staje się prośbą o zakończenie mej marnej egzystencji.


I jak na złość, jedno głupie uczucie, jedna pozornie zwykła osoba sprawia, że chcę kontynuować przegraną już na starcie walkę, chcę zmienić mój przeklęty los... Powoduje, że w mojej głowie zrodziła się absurdalne pragnienie bycia szczęśliwą!

Egoizm wygrywa ze skruchą, wola przetrwania jest silniejsza od rozsądku.
Walczę, choć szansa na wygraną równa się zeru
Walczę, choć przez to znów ranię wszystkich wokół
Walczę...



...Nie jestem sama.



Sunday, November 20, 2011

10.




Usłysz mój krzyk
Przyleć
Podaj mi dłoń
I nigdy nie opuszczaj.

Wednesday, November 16, 2011

9. Kto nigdy nie żył...

Who has never lived, never gonna die
Nothing has lose this one, who didn't have anything
This one, who has never loved, don't know what's missing
Don't know, what's bitterness, who has been dreaming without dreams




Udajemy innych przed całym światem
Nie spostrzegając,
Że z czasem udajemy innych przed samym sobą.

Ofiary systemów politycznych, przemian społecznych i gospodarczych
Zatracamy się i nie potrafimy
Odnaleźć spokoju duszy.


Bo kto nigdy naprawdę nie żył...
nigdy nie umrze.


Saturday, November 12, 2011

8. Agony.



Niemy krzyk rozpaczy podnoszę do gwiazd,
miotam się w pętach bezradności i niemocy.




Nie potrafię pisać.
Słowa nie chcą się układać w sensowne zdania, łzy obficie zraszają klawiaturę.
Czemu, czemu do cholery nikt nie uszanuje mojego szczęścia?
Zmuszona do walki z całym światem, raniona w pierś spadam w przepaść. Jedyne, co mogę zrobić, to wyciągnąć dłoń w stronę nieba, swym intensywnym błękitem szydzącym ze mnie, i patrzeć, jak skraj klifu się oddala.
Zamykam więc oczy, rozkładam ręce...
I wyczekuję momentu, w którym uderzę o skalistą ziemię.


Thursday, November 10, 2011

7. Gift


Zakup biletów lotniczych do Eindhoven wyczyścił moje konto bankowe do ostatniego grosza i sprawił, że na moich ustach wciąż panuje uśmiech :)
Teraz tylko zostaje mi czekać - 40 dni.

 
You are my gift from God.

 
Mój kot wygląda przez okno w skupieniu.
Nieruchoma, porusza tylko nerwowo ogonem
Zaś ptak, siedzący na gałęzu drzewa
Niczego nieświadomy obserwuje okolicę.
O czym ona myśli...?
Niektórzy są jak zamknięte koty w czterech ścianach
Ograniczeni przez ściany i szyby zakazów, reguł.
Inni są jak te ptaki szybujące
Nieskrępowane niczyim słowem i gestem.
A Ty... kim jesteś?

Sunday, November 6, 2011

6. Przyloty i odloty.


Budzik swym dźwiękiem brutalnie przeciął ciszę nocy. Otworzyłam oczy i zobaczyłam Jego uśmiechniętą twarz i zmęczone oczy  niezasłonięte okularami. Wstaliśmy, spakowaliśmy swoje rzeczy i wyszliśmy w pośpiechu.

Pociąg delikatnie się kołysał, w przedziale byliśmy tylko my. On przysnął opierając się o mnie, po chwili ja zrobiłam to samo, wtulając się w jego ramię.

Warszawski autobus pędził przez miasto. Siedzieliśmy obok siebie, śmiejąc się głośno i robiąc zdjęcia Jego kamerą. W powietrzu czuć było lekkie napięcie...

Dotarliśmy na lotnisko sporo przed odlotem. Usiedliśmy w cichym zakątku, On wyjął kamerę i zaczęliśmy się wygłupiać, robić zdjęcia i filmiki... wszystko, by tylko nie myśleć o odlocie. Gdy check - in do Eindhoven został otwarty atmosfera zgęstniała. Choć do odotu pozostała ponad godzina, nie mogliśmy się odpędzić od smutnych myśli.
Ostatnie godzina, kiedy mogę Go dotknąć.
Pocałować.
Przytulić.
Wyszeptać sekrety mego serca wprost do Jego ucha.
Poczuć Jego ciepłą dłoń, delikatne palce na moim policzku.

Moje łzy powoli spadały na nasze splecione dłonie.



Czas znów ruszył naprzód,
Rozkoszne dwanaście dni odcięcia się od Świata pozostaną na zawsze w mej pamięci.

Lecz trzeba powrócić do rzeczywistości, nawet jeśli jest ona szara i brutalna.
A muszę przyznać z uśmiechem na twarzy, że moja rzeczywistość nie jest tak szara. Ciężko pracując stworzyłam swój Świat. Może nie idealny, ale... swój.

Ustaliliśmy, że do następnego spotkania nie będziemy odliczać dni (pozostało ich 47 ;P). On powiedział, że przez odliczanie dni straciły swoją wartość, i każdego poranka tęsknił za wieczorem, gdy mógł skreślić jeden dzień z kalendarza i powiedzieć "jeszcze tylko ... i ją zobaczę". W duchu przyznaję mu rację, gdyż tak samo myślałam i ja.




Całowałam go bez opamiętania, każdy pocałunek traktując jako ostatni. Lecz każdy wydawał się niepełny, więc musiałam go poprawić kolejnym... i kolejnym... W końcu odepchnęłam go od siebie i szepnęłam "go... otherwise you will never come back home... go!". On podszedł do mnie, złapał za ręce, pocałował w czoło, odszepnął "I love you", odwrócił się i przeszedł przez bramkę znikając mi z oczu.

Szłam niczym zombie, pozbawiona myśli, pozbawiona uczuć. Nawet nie zauważyłam, że znalazłam się już na parterze, i to w znajomym mi miejscu... powoli myśli i wspomnienia zalały mój umysł, niczym podgłaśniany dźwięk  od zera w telewizorze. To tu, w sali przylotów, czekałam na Niego z ojcem, to tu rzuciłam się w Jego ramiona, tu rozpoczęła się nasza ponad 3tygodniowa baśń. Spojrzałam na tablicę z przylotami, a na mojej zapłakanej twarzy w końcu zawitał uśmiech.

Tuesday, November 1, 2011

5. Gwiazdy


Cisza.
Delikatny wiatr strąca ostatnie złote liście z drzewa.
Znad kubka unosi się para, a aromat herbaty i pomarańczy wypełnia pokój.
On siedzi na łóżku, ubrany w brązowy, lekko wygnieciony T-shirt i szare spodnie.
Niebieskie światło laptopa oświetla Jego twarz.
Kot śpi między nami, mrucząc z rozkoszy.


Za oknem panuje ciemność
Drzewo pozbawione liści
Wyciąga swe nagie gałęzie
W stronę świetlistych gwiazd.